„Chyba sobie jaja robicie” – to były moje pierwsze słowa po uruchomieniu gry The Vanishing of Ethan Carter. Widok zagajnika, starej trakcji kolejowej oraz przetaczającej się przez kotlinkę mgły przyprawił mnie o uśmiech od ucha do ucha. Stałem jak oczarowany, nawet o krok nie poruszając wirtualnym awatarem. Chłonąłem obraz, jak gdyby naprzeciwko mnie rozpościerał się widok z pocztówki.
Jedyne takie doświadczenie dla jednego gracza. Graliśmy w polskie The Vanishing of Ethan Carter